Powiem tak - nie jestem w stanie ocenić tej książki obiektywnie. Ma swoje wady, ale chłonąłem ją jak głupi, przypominając swoje dzieciństwo i to, jak nieuzbrojony w Internet łapałem wszystkie informacje o Dungeons & Dragons, Forgotten Realms oraz M:tG (choć nie o tym ostatnim jest ta książka, mimo że zawiera wzmiankę). Głównie działo się to przez gry wideo, ale fascynowały mnie nawet instrukcje do pierwszego BG (to były grube książeczki), zestawy kart, fanowskie artykuły, książki (chyba miałem nawet coś o Drizzcie) i wreszcie podręczniki gracza i bestiariusze do 3. edycji DnD. I chociaż nie grałem za długo w papierowe RPG-i i w sumie nie jestem aż takim fanem takiej rozrywki, to lubię o niej czytać i uważam, że można mnie zaliczyć do fanów światów fantasy, co teraz objawia się głównie w czytanych lekturach.
Co ciekawe, to wszystko działo się po wydarzeniach, które zostały opisane w tej książce, bo kończy się ona w 1997 roku. Ale nie zmienia to faktu, że zawiera tyle informacji, które uporządkowały mi historię i tyle razy przypomniałem sobie, że kiedyś nie miałem innych problemów jak np. zapoznawanie się z nowymi światami, że uważam, iż to lektura dla każdego fana RPG-ów. Docenią ją też ci, którzy lubią czytać o tym "wrednym kapitaliźmie", kiepskim prawie pracowniczym, a także podumać nad losem poszczególnych pracowników.
Nie spodziewałem się za wiele rozpoczynając lekturę i może dlatego ta książka kopnęła mnie między oczy - to topka powieści, które czytałem w tym roku (a przeczytałem więcej niż jedną).
Co prawda, im dalej w las, tym bardziej czuć, że to jednak "młodzieżówka", ale tutaj nie należy tym się kierować - to futurystyczna fantastyka, lekko cyberpunkowa, która nie tylko dostarcza fajną historię, ale też pokazuje, do czego ludzkość może doprowadzić eliminując choroby, wprowadzając wszechwładne AI (które jest tutaj pokazane nawet w pozytywny sposób) i mając pełnię władzy. Polecam gorąco, bo zaskoczeń też jest tutaj sporo.
To naprawdę fajna książka. Czuć, że autor (w tej roli nasz @rdarmila) chciał przekazać trochę więcej niż zwykle się robi w fantastyce, ale jeśli ktoś oczekuje książkowego "Firefly" i akcji, to jak najbardziej tutaj też to znajdzie.
Zakończenie otwarto-zamknięte - widać, że druga część została zapowiedziana, ale jednocześnie nie jest to cliffhanger. To uczucie, że do końca nie wiem, jak rozegrała się pewna sytuacja, nie sprawia, że książka została "zepsuta".
Wady? Nazwy własne, mnogość miast, których nie mogę rozróżnić i brak większych wskazówek. Wiem, że to nie jest młodzieżówka, ale chyba mój ciasny umysł nie ogarnął mapy świata i tego, co gdzie kto z kim i dlaczego walczy.
Największa zaleta? Dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. Czuć tutaj te postacie i ich charaktery, a także przywary.
No to skoro już o stereotypach rozmawiamy, to przedstawiam Wam książkę, która na stereotypach bazuje i się z nich śmieje. Moim zdaniem czasem za mocno (osoby mieszkające na wsi mogą czuć się urażone), ale mimo to polecam. Dlaczego?
Bo to po prostu fajna opowieść folkowo-fantastyczno-kryminalna, która im dalej w las, tym jest lepsza i ciekawsza. Tutaj naprawdę można zżyć się z bohaterami i interesować sprawą. Jestem tylko zły na cliffhangerowe zakończenie, które autentycznie odebrało mi sporą przyjemność z lektury. Ale może tym samym bardziej będę wyczekiwał drugiej części.
„Kamogawa. Tropiciele smaków” to odprężająca lektura, która nie trąci banałem. Jej receptą na sukces okazało się pomysłowe doprawienie wątków kucharskich motywem detektywistycznej pracy, przy jednoczesnym zaakcentowaniu istoty wspomnień. Tytuł ten ma w sobie kameralny i sentymentalny klimat oraz kojące ciepło, subtelnie otulając czytelnicze serce.
To jedna z tych książek kryminalnych, w których nie do końca chodzi o sprawę ani o detektywa. To druga moja książka p. Czubaja i druga, w której cofamy się do historycznej Polski oraz na pierwszy plan wysuwają się nastroje ówczesnego społeczeństwa i osoby, które wówczas żyły. Co prawda, z trochę zmodyfikowanymi biografiami (co sam autor przyznaje), ale jednak.
No i jest tutaj Gombrowicz, a inspiracji "Trans-atlantykiem" trudno odmówić.
Jako kryminał się to broni - nie ma tutaj wielu filozoficznych rozważań, a sprawa, może czasem nielogiczna, ale daje satysfakcję. No i jest to książka, która spodoba się fanom szachów.
Często myśląc o komediach kryminalnych mamy przed oczami durny humor lub przynajmniej powieści, gdzie jest więcej humoru niż faktycznie śledztwa. A u Alka... jest z tym całkiem nieźle. Całkiem ciekawa sprawa jak na ten gatunek i w ogóle ciekawie się to czyta.
Dzięki @crouschynca, bo o ile znałem autora, o tyle samą książkę chyba Ty polecałaś :)
To jest naprawdę świetna seria, a przynajmniej dobrze wpasowująca się w mój gust. Opowieść o detektywie, a nie o zbrodni per se. W dodatku pisania o nieco archaicznym świecie, ale w nowym stylu. Polecam spróbować pierwszą część - druga jest taka sama.
Piękny przykład, jak bardzo dobra seria YA może stracić na kiepskiej części, będącej w dodatku finałem. Śmiało mogę powiedzieć o tym, że to "fantastyka z szablonu" i tak miałkiej oraz przewidywalnej fabuły dawno nie czytałem. Tak się zdenerwowałem, że bigosu nie nadążam gotować, aby się uspokoić.
Jedyny plus jest taki, że nie będzie (mam nadzieję) czwartej części, bo mogłaby być gorsza i jeszcze bardziej zatrzeć dobre wrażenie po 1. i 2. tomie. No i nie powiem - cała seria (która jest dobra) to dobry prezent z gatunku fantastyki młodzieżowej dla np. 15-latka. Ale jeśli jesteście starsi, to też młodzieżowości może być tutaj za dużo.
Piękny przykład, jak zbyt duże zauroczenie pierwszą częścią (dałem 10/10) skutkuje rozczarowaniem drugą. To nadal dobra książka, mająca zalety poprzedniej, ale zwyczajnie wtórna i zwiastująca pewną stagnację. Oczywiście, to zbyt daleko idące wnioski, ale do trzeciej części będę podchodził z większym dystansem.
Z innej beczki - to jest tak ciepła na sercu kreacja fantasy, że aż się wzruszam. Taki powrót do bajkowych klimatów.
Moim zdaniem najsłabsza część serii, ale nadal świetna i nadal podtrzymuję zdanie, że to jedna z najfajniejszych trylogii fantasy, jakie kiedykolwiek czytałem. Tak, jestem dziecinny.
Jednocześnie mam wątpliwości, czy to faktycznie pozycja dla młodzieży - jeśli już, to dla starszej. A autor chyba trochę za dużo naczytał się erotyków i stwierdził "pa teraz!". Kristoff, kuźwa - gdybym chciał poczytać całe rozdziały o łóżkowych igraszkach, to bym kupił inne, nomen omen, pozycje.
Poza tym to, co zawsze - dużo przesady, humoru, krwi, brutalności, zwrotów akcji, a tutaj dodatkowo finał, który bardzo mocno kojarzy mi się z Sandersonem. Niestety, akurat w tym przypadku nie jest to dobre skojarzenie. Ale i tak polecam.
Książka brutalna i przerażająca, ale nie pod kątem krwi oraz horroru. To ponadczasowe ostrzeżenie przed totalitaryzmem i ustrojami, które mogą do niego doprowadzić. Na pewno warto znać, ale czy czuję przyjemność po przeczytaniu tej lektury... Nie powiedziałbym i nie chodzi o to, że zmusza do przemyśleń, tylko zwyczajnie miejscami mnie nudziła. Druga połowa ciut lepsza od pierwszej.
Przeczytałem tak szybko, bo siadam do trzeciej części serii "Nibynoc", więc rozumiecie.
Trudno czyta się tę książkę. I nawet nie chodzi o treść oraz znaczenie, gdyż wiadomo, że ona nie ma być wesoła, a raczej otwierająca oczy, ale formę, która trochę przynudza. Może się to zmieni - jeszcze ok. 210 stron.
JAKIE TO JEST DOBRE. No dobra, może nie stanowi ideału, bo jednak nie lubię erotyki w fantasy (a tu jest ostra) i kolejnej powieści o nierównościach społecznych, ale samo to, że ta druga część nie tylko spełniła moje wysokie wymagania po przeczytaniu "Nibynocy", ale je przewyższyła, o czymś świadczy. Jeśli dodatkowo lubicie Starożytny Rzym, gladiatorów oraz cięty humor, to coś dla Was. Choć wiadomo - najpierw trzeba przeczytać pierwszą część.