rdarmila, Polish
@rdarmila@101010.pl avatar

Co jakiś czas ktoś wyjeżdża, że przecież piracąc pomaga autorom, bo zwiększa ich popularność. Tyle, że zapomina zapytać autorów, co o tym myślą.

Małgosia @ithilhin coś nas ostatnio na mastodonie nie odwiedza...

@ksiazki

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@rdarmila @ithilhin @ksiazki zabawię się w adwokata diabła (uwagi te tyczą się dowolnego dzieła, nie tylko książek):

  1. czasy się zmieniają, technika idzie do przodu, a pojęcie własności intelektualnej jakby z XVII wieku;
  2. Jeżeli autor jest taki zazdrosny o swoje dzieło, niech je trzyma w szufladzie lub pod dywanem, wtedy nie będzie ryzykował, że ktoś mu je ukradnie;
  3. Argument o kupowaniu kota w worku jest zasadny od zarania, ale jakoś słabo przedyskutowany (tj. jest wiele mechanizmów poprawiających sytuację odbiorcy dzieła, np. recenzje, ale to wszystko ma wiele warstw przekłamań - a skąd te bardzo długie tytuły książek z dawnych wieków, a do tego długaśne tytuły rozdziałów?);
  4. Dowody praktyczne dostosowania się rynku do pkt 1. pokazują, że w dzisiejszych czasach nowoczesne formy dystrybucji (np. subskrybcje do apek muzycznych, czy bibliotek audiobooków) dają duże "bezpieczeństwo" twórcom, zabezpieczają im zyski, a jednocześnie obniżają ceny, zwiększają konsumpcję, przyspieszają obroty;
  5. AI dokona spełnienia przepowiedni Dukaja o intermedialności dzieła, tj. w wypadku książki będzie ona za jedną opłatą dostępna na wszystkich "platformach odbioru" tj. np. tekst, audio, ew. później też komiks, film, bo generowane przez AI nie będą stanowiły dzieła (tak przypuszczam). Autor zabezpieczy wsad startowy, a AI dokona translacji tego na różne media.
nathell,
@nathell@mastodon.social avatar
rdarmila,
@rdarmila@101010.pl avatar

@nathell @flamenco108 @ithilhin @ksiazki Do pewnego stopnia problem rozwiązuje legimi - 40 złotych za całą rodzinę to nie jest dużo, jeżeli rodzice zafundują.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@nathell @flamenco108 @rdarmila @ithilhin @ksiazki Moim zdaniem podstawowym problemem obecnego systemu, który w żaden sposób nie jest rozwiązany zaproponowaną zmianą, jest to, że (jak mówi zresztą nasza konstytucja) wynagrodzenie należy się za wykonaną pracę, natomiast autorzy (nie tylko książek, bo to samo dotyczy grafików czy muzyków) za swoją pracę dostają de facto wirtualny bilet na loterię. Jak dzieło "chwyci", to coś tam dostaną, jak nie, to praca pozostaje praktycznie niewynagrodzona.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Ciekawe podejście, ale chyba ze zbyt grubej rury. "Praca" w Konstytucji dotyczy raczej stosunku pracy, a nie wykonywania dzieła i jest pokłosiem Solidarności.
W wypadku pracy domyślnie należy się za nią (godziwe) wynagrodzenie, jeżeli została wykonana.
Natomiast w wypadku dzieła rzecz jest bardziej złożona. Dzieło nie musi "chwycić", bo autor może (i często tak jest) robić na zamówienie i na zaliczkę, a ryzyko ew. "chwycenia" ma na sobie klient, który zaliczkę wypłacił i dzieło zamówił.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Rozumiem, że bycie pokłosem Solidarności plami dany zapis prawny i pozwala nam go ignorować jako niezgodny z naszą kapitalistyczną filozofią życiową?

Jeśli dzieło zostało wykonane na zamówienie, to po co krzyki, że autorom należy się wynagrodzenie? Przecież jest zapłacone. Dlaczego każdy obcujący z tym dziełem ma płacić?

Jak robotnik wykopie rów, to jakoś nikt przy nim nie stawia skarbonki, żeby każdy kto na nim skorzysta mógł się odwdzięczyć.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki "Rozumiem, że bycie pokłosem Solidarności plami " - nie to miałem na myśli zupełnie. Niepotrzebnie to wstawiłem, powoduje dryf.
"Jak robotnik wykopie rów, to jakoś nikt przy nim nie stawia skarbonki" - tu zgadzam się w całej rozciągłości. Dotyczy to też inżyniera, który rów zaprojektował. Po prostu siłą tradycji ten rów nie ma charakteru dzieła ;-)

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Dobra, to zmieńmy przykład tak, żeby było dzieło. Niech zamiast rowu będzie to pomnik. Artysta go zaprojektował, rzemieślnicy go postawili, wszyscy dostali za wykonaną pracę wynagrodzenie.

Pomnik stoi, koszty utrzymania są minimalne – ot, co jakiś czas woźny go przemyje kärcherem, a społeczeństwo korzysta. I jakoś nikt tej skarbonki nie stawia krzycząc, że artyście, rzemieślnikom, a już w szczególności zleceniodawcy, należy się wynagrodzenie.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki I taki stojący w publicznym miejscu pomnik bardzo mi przypomina sytuację z e-bookami. Autor napisał, wydawca zredagował, zleceniodawca zapłacił. Teraz leży na serwerze, którego koszty utrzymania są mniejsze od pensji woźnego z kärcherem, jeśli policzymy ile innych książek się tam pomieści. A nawet jak ten serwer za drogi, to są torrenty i inne formy rozpowszechniania. Po co ta skarbonka?

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - pomnik to forma rzeźby. Można te rzeźby wystawiać w zamkniętych galeriach za pieniądze. Autor ma wybór, na jakich zasadach chce udostępniać swoje dzieło. Tak samo jest w przypadku książki. Jeśli autor chce, może udostępnić ją zupełnie za darmo.

Po wydaniu książki, ta nie staje się własnością wydawcy. Zazwyczaj praktykuje się formę zaliczek i procentów od sprzedaży, więc sprawa kto podejmuje ryzyko i kto zarabia, nie jest taka oczywista.

Mnie interesuje odpowiedź na pytanie, dlaczego odbierać autorowi możliwość decydowania o własnym dziele?

A jeśli już mu to odbieramy, to w jaki sposób mu to zrekompensować?

Dlatego np. uważam, że świetnym rozwiązaniem są np. tantiemy za wypożyczenia z bibliotek.

Nie widzę natomiast łatwego rozwiązania dla piractwa i serwisów typu Chomikuj, choć można powiedzieć, że dla społeczeństwa spełniają one podobną funkcję jak biblioteki.

@flamenco108 @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @ksiazki A dlaczego odbieramy autorowi pomnika postawionego w publicznym miejscu możliwość pobierania po fakcie opłat od każdego, kto ten pomnik zobaczył, a już nie daj Boże sfotografował?

Dlaczego nie podajemy do sądu każdego, kto przez otwarte drzwi galerii zobaczył pomnik na który nie kupił biletu?

Prawa autora (a raczej, bądźmy szczerzy, wydawcy, po to on raczej decyduje o kontrakcie) kończą się tam, gdzie się zaczynają moje.

A wybór zawsze ma: może nie publikować.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @mason @ksiazki

Tylko że Internet pozwala wielu typom dzieł na propagację bez pośrednika, lub przez pośrednika, który działa tak, jakby go nie było (tj. np. Spotify, Fejs, Insta itp.). Autor może umieścić swój utwór na stronie i żądać za niego opłaty. Jak mu taki utwór podbiorą
(a przecież każdy wie, że można przeczytać pliku bez pobrania go na lokalny komp - stąd pobieranie partiami i inne zabiegi, z którymi też można wygrać) i udostępnią na torrentach, może czuć się oszukany, a nawet okradziony.
Ale wydaje mi się, że to jest naturalne ryzyko zawodowe, na które twórca zgodził się zostając twórcą. Nikt jakoś nie użala się nad strażakami, choć oni też ryzykują, często za o wiele niższe wypłaty, których nie mogą multiplikować przez Internet.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @mason @ksiazki Z ust mi to wyjąłeś. Nie napisałem tego, bo limit znaków, ale skoro w cywilizowanych krajach nie wyłupia się już ludziom oczu za spojrzenie na konkubinę cesarza, bo patrzenie jest tak podstawową czynnością w życiu większości ludzi, to tak samo ograniczanie wykonywania kopii czy ściągnięcia pliku jest barbarzyństwem – bo w świecie cyfrowym dzieje się to automatycznie z praktycznie wszystkim. Przepisy ograniczające kopiowanie miały sens gdy był to skomplikowany proces.

rdarmila,
@rdarmila@101010.pl avatar

@deshipu @flamenco108 @mason @ksiazki Hm, czyli kary za morderstwo miały sens, kiedy zabicie człowieka było skomplikowane, wymagało współpracy całego stada szympansów - ale teraz to bez sensu, bo wystarczy pociągnąć za spust ;) P,PPNMSP

seachdamh,
@seachdamh@101010.pl avatar

@rdarmila @deshipu @flamenco108 @mason @ksiazki trochę mi to zajeżdża hipokryzją panowie.

Bo jak wejdę do kawiarni, wypiję kawę to mogę wstać i nie zapłacić...

A nie, zaraz. Ktoś będzie krzyczał, że złodziej, kradnie.

Tak samo na stacji benzynowej te mogę zatankować z publicznie dostępnych i wystawionych dystybutorów i odejechać...

A nie, ktoś inny znowu będzie krzyczał, że złodziej i kradnie.

A taką kradzież (bo co innego to jest) normalizuje się i traktuje, że można skoro jest to łatwe. Książka nie jest niezbędna do życia, nie umrzesz z głodu jak jej nie przeczytasz. Jednak w kawiarni zapłacisz za kawę (która kosztuje teraz jak 1/3 książki a pije się ją w czasie pewnie jak 1/50 przeczytania typowego kryminału), po zatankowaniu płacisz pewnie minimum z 3 krotność książki (jeśli nie więcej) a nie odjeżdżasz, jak zjesz pizze płacisz równowartość mniej więcej jednej książki. Inaczej byś był zwyczajnie złodziejem, ktoś dostarczył ci te rzeczy, przygotował.

To skąd w przypadku książek ta normalizacja i przyzwolenie na kradzież, tłumaczenie wręcz tego jako promowania? skoro nawet nie jest to produkt niezbędny do życia jak żywność? Jak wypije piwo w barze, nie zapłacę i wyjdę to też będę mógł się tłumaczyć, że "promuje" knajpę?

Bleh.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@seachdamh @rdarmila @deshipu @mason @ksiazki Rzecz w tym, że tego typu porównania więcej bałaganu robią, niż pomagają. Dzieło to nie kawka (przynajmniej dopóki baristowie nie załatwią sobie specjalnych uprawnień do uznania ich frappucino z czekoladową posypką za dzieła) i inne reguły do niego się tyczą. Takoż przemiany technologiczne sprawiły, że w dziedzinie dzieł pojawiły się wytwory natury elektronicznej, do których twórcy uparcie starają się przystawiać reguły z poprzedniej epoki. A one nie działają (w każdym razie nie w pełni), na co jest wiele argumentów.

seachdamh,
@seachdamh@101010.pl avatar

@flamenco108 @rdarmila @deshipu @mason @ksiazki nieprawda. Niezależnie od zmian, książka to robioczogodziny (dzisiątki, jeśli nie setki, jeśli nie tysiące w niektórych przypadkach) poświęcone na jej przygotowanie i wypuszczenie.

Ona nie napisała się sama. Ktoś poświęcił czas by ją napisać, ktoś poświęcił czas by ją zredagować, przygotować do druku.

To są takie same roboczogodziny jak baristy w knajpie, programisty (imho, z tym też nie mam kraść, w końcu programy powinny być za darmo), elektryka który układa instalację. każdy z tych ludzi ma prawo do płacy za wykonaną pracę a ty używając nowomowy o innych czasach, przemianach technologicznych zwyczajnie im tego prawa odmawiasz, twierdząc, że ok jest kraść ich pracę.

I przy okazji nie twierdzę, że te prawa nie jest może przestarzałe, że nie należy ich dostosować do nowych technologi. Ale nie robi się tego (w moim mniemaniu) twierdząc, że kradzież jest ok.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@seachdamh @flamenco108 @rdarmila @mason @ksiazki

To teraz sobie pomyśl. Jak wypijesz taką kawę, to spora jej część zostaje wchłonięta w twój organizm i staje się częścią twojego ciała. Dlaczego taki barista nie może sobie zadecydować, że masz mu płacić codziennie tantiemy od wypitej kawy, przynajmniej do czasu aż ostatnie jej ślady wydalisz? No i oczywiście kawiarnia też będzie chciała swój procent od tego, w końcu udostępnili bariście miejsce do pracy, narzędzia i składniki.

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - ale przecież barista może sobie tak zadecydować. Ty masz prawo nie kupić tego, bo uznasz za głupie, ale to nie daje Ci prawa wypicia i niepłacenia :)

Problem z twórczością artystyczną jest taki, że to do ludzi nie dociera, że to jest zwykły produkt ludzkiej działalności. Wyróżniają go tylko dwie rzeczy:

  1. niematerialność
  2. to, że był i jest traktowany jako dobro istotne dla (rozwoju) społeczeństwa.

Z drugiego punktu wynika jedno - prawa autorów są ograniczane wyjątkami pozwalającymi na korzystanie z tych dzieł bezpłatnie, natomiast w przepisach próbuje pogodzić się to, żeby dozwolony użytek nie wykraczał poza pewne ramy.

@seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@mason @deshipu @seachdamh @rdarmila @ksiazki Ale gdy kopiujesz elektroniczne dzieło, to w magazynie ich nie ubywa. Tymczasem gdy kupujesz kawę, modyfikujesz stany magazynowe ;) To są tylko porównania.
Ja nie bronię darmowego dostępu do dzieła, sam pracowałem przy edycji ebooków, wiem, ile to pracy. Po prostu zwracam uwagę, że argumenty z poprzedniej epoki, gdy dzieło było wyłącznie materialne, już nie wystarczają.

A ryzyko: cóż, to ryzyko.

seachdamh,
@seachdamh@101010.pl avatar

@flamenco108 to fałszywa analogia. Bo gdy płacisz za usługę typu ścięcie włosów, pomoc złotej rączki w czymś to w magazynie też nic generalnie nie ubywa (albo koszt tego jest pomijalny) poza czasem jaka osoba która robi coś dla ciebie poświęca na to, by to zrobić.

I jakoś nie ma tutaj argumentu - materiały kostzowały 20 zł to za 4 godziny pracy zapłacę ci panie hydrauli/informatyk/fryzejrze 20 zł a nie 4x50 zł. Logicznie ten argument dla mnie jest absurdalny bo koszty rzeczy w magazynie nigdy nie były koniecznie ani jedynym ani nawet podstawowym składnikiem czasu.

Jak idziesz do lekarza na konsultację, prawnika też im w magazynie nic "nie ubywa". Jednak jakoś nie traktuje się ich pracy jako dobra wspólnego, należnego każdego za darmo.

Podwójnie fałszywa, bo tutaj technologia nie ma nic do rzeczy.

Za to fakt, że coś łatwiej ukraść (i potem tłumaczyć to) niż coś innego (bo nie wypadnie za tobą barista krzyczący - ej panie, zapłać zanim wyjdziesz) - bardzo dużo wydaje mi się.

@mason @deshipu @rdarmila @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@seachdamh @flamenco108 @mason @rdarmila @ksiazki Ostatnimi czasy jest taka moda w niektórych firmach, szczególnie właśnie z komputerami związanych, że kawa (a często nawet i obiady) jest w nich za darmo. Barista oczywiście wynagrodzenie za swoją pracę dostaje, od pracodawcy, ale nie wolno mu zdecydować, że i tak będzie od każdej zrobionej kawy pobierał dodatkowe opłaty. Wszystko jest kwestią tego, co zostało przyjęte.

Mówisz o kradzieży, ale jaka to kradzież jeśliby prawo na to zezwalało?

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@seachdamh @mason @deshipu @rdarmila @ksiazki Tak naprawdę każdy z uczestnikówl tej dyskusji doskonale wie, czym odróżnia się dzieło typu elektronicznego od jakiejkolwiek innej formy ludzkiej działalności, więc może zawieśmy ten fragment ping-ponga.
Jak ładnie rzekł @deshipu , nikt tu nie pochwala kradzieży. Zwracamy tylko uwagę, że technologia zmieniła uwarunkowania na pewnych polach działalności. Wytworzyła możliwości nowych rodzajów dzieł. Minęło kilka dekad, a system prawny nie dogonił tej kwestii, gdy na progu stoją kolejne rodzaje dzieł, które z pktu widzenia prawnego dzielenia włosa na czworo są jeszcze bardziej przerażające (vide dzieła pochodne i prawo cytatu).
Bieżąca etyka podążyła trochę dalej niż prawo, bo ludzie intuicyjnie odróżniają pobranie pliku z torrentów, które w efekcie stwarza potencjalną możliwość, że twórca nie otrzymał zapłaty od jednego klienta...
(potencjalnie, bo nie wiadomo, czy klient by chciał za to zapłacić w ogóle, czy dzieło to stanowi dla niego wartość godną kliknięcia pod warunkiem, że dostępne za darmo - to jest to dzielenie włosa właśnie)
... gdy niczego mu tymczasem nie ubyło, ewentualnie nie przybyło, od wszelkich starszych typów niedotrzymania kontraktu z epoki poprzedniej.
Chodzi o to, że Internet w swoich przejawieniach od lat żąda przepracowania tych kwestii, a tymczasem wciąż do tego nie dochodzi. Twórcy, którzy znaleźli jakieś wyjście z sytuacji i ciągną z tego benefity, także zapewne nie rozwiązali problemu, bo być może ich korzyść bierze się z faktu, że za nimi nie podążyli inni twórcy. Kto wie.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki No właśnie nie może. Prawo nie pozwala na tego typu kontrakty. A nawet gdyby znalazł jakąś lukę prawną pozwalającą mu coś takiego zrobić, to i tak musiałby zakomunikować treść kontraktu każdemu klientowi i skłonić ich do podpisania go. Kontrakty domniemane, nie wymagające podpisu, takie jakie zawierasz płacąc w księgarni za książkę czy kupując bilet na tramwaj dotyczą tylko ściśle określonych, powszechnych przypadków.

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - akurat w tym przypadku może, bo prawo mu tego nie zabrania.

Problematyczne może być określenie po jakim czasie kawa znika z organizmu i tutaj trzeba byłoby trochę kluczyć ze względu na zbieranie danych medycznych, itp.

@seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki A właśnie okazuje się, że zabrania. A przynajmniej nakłada na niego dodatkowe obowiązki zanim taki kontrakt zostanie uznany za wiążący. W szczególności, nie może, zgodnie z prawem, cię o tym poinformować po fakcie i domagać się rekompensaty.

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - te dodatkowe obowiązki to przecież nie jest zakaz.

Ale pozwolę sobie zakończyć ten wątek, bo wchodzimy w dywagacje odbiegające od tematu :)

@seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki

wariat,
@wariat@mastodon.social avatar

@mason
> Problem z twórczością artystyczną jest taki, że to do ludzi nie dociera…

Otóż dociera. Dyskutujemy tu sobie, a później idziemy czytać książki które kupiliśmy normalnie w księgarni. A dyskusja jest dlatego, że autorów w konia robią wydawcy, a Ci szczują na czytelników którzy płacą i za książki i za ich ewentualne nielegalne kopiowanie.
Robisz zdjęcia, a kupując kartę zapłaciłeś za to, że da się tam trzymać nielicencjonowane filmy.

@deshipu @seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@wariat - w innym wpisie napisałem, że opłatę reprograficzną uważam za idiotyzm.

Natomiast nie zgodzę się, że autorów w konia robią wydawcy, bo to moim zdaniem jest niesprawiedliwym nadużyciem, choć nie twierdzę, że tak się nie zdarza. Wydawca to nic innego jak zwykły pracodawca, właściciel firmy, który ponosi także koszty.

Zgadzam się, że wielkie koncerny nadużywają praw i usiłują wpływać na rządy, żeby te prawa zmieniać na ich korzyść i to powinno być prostowane i karalne.

Natomiast czy przepisy nie nadążają za zmieniającymi się realiami? Tu od jakiegoś czasu nie jestem aż tak pewien, przynajmniej w przypadku książek. Mamy dozwolony użytek, który jest dosyć szeroko zakreślony. Nikt nie ściga ludzi ściągających książki, nawet jeśli są one udostępniane nielegalnie.

Moim zdaniem pod kątem prawnym obecne rozwiązanie jest okej jeśli mówimy o piractwie.

Nie jest natomiast dobrym rozwiązaniem to, za co pobierane są opłaty (opłata reprograficzna) i sposób dystrybuowania tych pieniędzy pomiędzy artystów.

Przy czym piractwo nie jest żadnym rozwiązaniem dla tych problemów, szczególnie, że dotyka wszystkich wydawców i autorów niezależnie jak funkcjonują. W dodatku piractwo jest największym problemem dla małych graczy, gdzie przy nakładach rzędu nieraz kilkuset egzemplarzy, każdy kupujący się liczy.

@deshipu @seachdamh @flamenco108 @rdarmila @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@seachdamh @flamenco108 @rdarmila @mason @ksiazki Nikt tu nie twierdzi, że kradzież albo jakiekolwiek inne łamanie prawa jest okey. Dyskusja jest o tym jak zmiany w prawie mogłyby wyglądać żeby to wszystko miało większy sens.

wariat,
@wariat@mastodon.social avatar

@seachdamh
> Bo jak wejdę do kawiarni, wypiję kawę to mogę wstać i nie zapłacić...

Jeśli potrafisz w tej kawiarni magicznym gestem sklonować kawę tak aby sposobem magicznym pojawiła sie na Twoim stoliku to właściwie tak… mogą żądać jedynie opłaty za wynajem stolika. Kradzieży nie było… i dlatego tego typu przykłady są tu do bani i tylko przeszkadzają w dościu do sedna. :D

@rdarmila @deshipu @flamenco108 @mason @ksiazki

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar
rdarmila,
@rdarmila@101010.pl avatar

@flamenco108 @deshipu @mason @ksiazki Hehe ale przyznasz, że to się samo prosiło :)

rdarmila,
@rdarmila@101010.pl avatar

@flamenco108 @deshipu @mason @ksiazki "Naturalne ryzyko zawodowe" - no, tak można by argumentować usprawiedliwiając wszystko. Chcesz sprzedać support do programu - spędzasz miesiąc u kogoś, a potem ten ktoś nie płaci. No cóż, naturalne ryzyko programisty, nie ma co ścigać takich przypadków.

To znaczy - ja rozumiem argumenty. Ostatecznie, czym się różni, jak przeczytam książkę i potem, mając pamięć idealną, opowiem ją koledze - od skopiowania ebooka dla kolegi. Rzecz w tym jednak, że porządne przygotowanie książki wymaga pracy całego zespołu ludzi. Korekta, redakcja, okładka... Już to, że pojawiła się tutaj kwestia, dlaczego autorzy nie dostają od wydawców zaliczki (niektórzy dostają, ale większość nie) - no właśnie dlatego. Bo ryzyko jest za duże, zysk za mały.

Rzeczywiście autor nie ma co narzekać, że nie zarobił na książce, tak samo jak nie ma co narzekać developer, który rok pisał grę, której potem nikt nie chce kupić. Kogo obchodzi, że ktoś tworzył długo.

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - pomniki stawia się po to, żeby ludzie je oglądali, autor podpisując umowę ma tego świadomość i się na to zgadza, więc nikt mu tych praw nie odbiera.

Jakiś czas temu widziałem muzeum pomników, gdzie żeby obejrzeć dzieła, trzeba było zapłacić. W przypadku tworzenia pomników na potrzeby podobnych muzeów, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby autor w umowie zastrzegł procenty od sprzedaży biletów i są tacy, którzy to robią.

Nikt Cię nie ochrzani za patrzenie na pomnik przez otwarte drzwi galerii, ale jeśli zechcesz wejść do tej galerii bez płacenia lub wejdziesz i następnie spróbujesz wystawić gdzieś kopię tego pomnika, możesz już mieć problemy.

Wspominasz o wydawcy, oni ponoszą koszty i ryzyko. Muszą opłacić pracowników (grafików, redaktorów, korektorów, obsługę prawną, księgowych, pracowników biurowych, osoby zajmujące się stronami www), do tego dochodzą koszty utrzymania serwerów, drukarnie, reklamy, itd. (EDIT: zapomniałem też o kosztach magazynowania, które są naprawdę niemałe).

Średni nakład (nakład, a nie sprzedaż) w Polsce to 2,5 tysiąca egzemplarzy. Czyli przyjmując 100% sprzedaży i cenę 50 złotych za książkę, to daje 125 tysięcy złotych. Niby dużo, ale jak odliczysz podatki i pozostałe koszty, nie robi się już tak wesoło.

Wybór, żeby nie publikować autor ma zawsze, tylko czy zależy nam na świecie, gdzie jedyną literaturą jest ta, która powstaje "za darmo"?

Wystarczy spojrzeć na jakość książek wydawanych w selfpublishingu, gdzie koszty "produkcji" masz w teorii ścięte, ale w praktyce przejmowane są one przez autorów, którzy muszą wtedy samodzielnie zajmować się wieloma aspektami. Więc nawet jeśli nie ponoszą kosztów finansowych, to czas ich pracy też należałoby wycenić.

@flamenco108 @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @ksiazki A książek się nie pisze, żeby ludzie je czytali?

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@deshipu - to tylko jedna z możliwości. Każdy autor może mieć swój powód, żeby napisać książkę.

@flamenco108 @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @ksiazki Ale czy powinien?

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @ksiazki Wydaje mi się, że tutaj moglibyśmy się trochę głębiej zastanowić, bo to może być dobry pomysł żeby się zastanowić jakie tak naprawdę zachowanie chcemy wynagradzać.

Czy chcemy, aby rynek zalały książki napisane na odwal się, albo wręcz wygenerowane automatycznie dostępnymi już dziś narzędziami, po to tylko, żeby je sprzedać i na nich zarobić? A jeśli nie, to jaki system wynagradzania autora zapewniłby nam najlepszą jakość i przydatność publikowanych dzieł?

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

Na pewno współcześnie mamy do czynienia z nadmiarem treści. Sumarycznie przez to obniża się też ich jakość. Nie da się utrzymać jakości, jeśli wydawca musi wydawać, a autor musi pisać jak najwięcej książek, żeby móc się utrzymać z pisania.

Nie jest też rozwiązaniem przesunięcie w przeciwnym kierunku, czyli liczenie na to, że autorzy będą tworzyć tylko z potrzeby serca, po godzinach etatowej pracy.

Kolejnym problemem jest malejący poziom czytelnictwa, którego bez wsparcia państwa nie da się pogodzić z chęcią utrzymania niskich cen książek, żeby były dostępne dla każdego.

Twórczość jest tak specyficzną formą działalności, że nie da się chyba ustalić jakiegoś złotego środka, trzeba masy kompromisów.

@deshipu @flamenco108 @ksiazki

rdarmila,
@rdarmila@101010.pl avatar

@deshipu @mason @flamenco108 @ksiazki Tak jest. W tym samym sensie, jak w restauracji robi się jedzenie po to, by ludzie je jedli ;)

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@rdarmila @deshipu @mason @ksiazki Ale nie zapominajmy, że obok "wyzysku" twórców polegającym na publicznych bibliotekach mamy dość dziwny sposób gratyfikacji (gdyby brać pod uwagę podane alegorie z np. kawą) w postaci haraczu nakładanego na nośniki, także te, które nigdy nie miały posłużyć do rejestracji dzieła. Zatem problematyka gratyfikacji twórców w dzisiejszych czasach jest bardziej złożona niż tylko kwestia, czy książkę, której nikt nie wydał elektronicznie, da się pobrać z torrentów.

mason,
@mason@f-t.net.pl avatar

@flamenco108 - akurat opłatę reprograficzną ja uważam za bardzo złe rozwiązanie. Moim zdaniem nie ma ono nic wspólnego z ochroną praw autorskich.

To jest forma podatku mająca na celu utrzymanie instytucji, które w teorii mają chronić praw.

To rozwiązanie nie podoba mi się z tego powodu, że pieniądze z opłaty nie wędrują sprawiedliwie do twórców.

W przypadku bibliotek konkretni autorzy otrzymują zyski jeśli ich książki ktoś wypożycza. W przypadku opłaty reprograficznej pieniądze wędrują do instytucji, która w najlepszym przypadku dzieli te pieniądze między swoich członków.

Uważam to za złe rozwiązanie, bo członkiem tych instytucji nie może zostać dowolny twórca (np. ZPAF wymaga poręczenia dwóch członków ZPAF lub zasług w dziedzinie fotografii, następnie komisja ocenia czy dany artysta zasługuje na przyjęcie go).

To oznacza, że ja publikując zdjęcia od 20 lat nie mogę liczyć na udział w podziale zysków, mimo że można wskazać dowody, że moje zdjęcia służą ludziom, którzy je kopiują, nieraz łamiąc moje prawa w postaci usuwania znaków wodnych, itp.

Opłata z bibliotek pozwala mi jako tłumaczowi lub pisarzowi na wysłanie zgłoszenia, że mam prawa do danych tytułów i otrzymam wynagrodzenie niezależnie od tego czy należę do jakiegoś związku czy nie.

@rdarmila @deshipu @ksiazki

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @rdarmila @ksiazki Generalnie wszelkiego rodzaju "skarbonki" nie działają, bo tylko prowadzą do powstania nowych instytucji, które się specjalizują w pozyskiwaniu tych pieniędzy i wydawaniu ich głównie na koszta pozyskania i pensję dla prezesa.

Dlatego właśnie wolałbym system, w którym autorzy są wynagradzani za wykonaną pracę raz (a dobrze), ale za to wiedzą na czym stoją. Niestety, większość takich rozwiązań powoduje, że trudno się wybić początkującym autorom.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@mason @flamenco108 @rdarmila @ksiazki Historycznie jednym z rozwiązań tego problemu był system czeladników. Doświadczony rzemieślnik o wyrobionej opinii i sławie dostawał zlecenia, a praktykanci pracowali pod jego okiem dopóki nie wypracowali własnych umiejętności, warsztatu i renomy i nie byli gotowi na rozpoczęcie własnej praktyki.

Tylko oczywiście dostanie się na taką praktykę nie było łatwe, a mistrz ma możliwość dość sporego wyzysku w takiej sytuacji.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @mason @rdarmila @ksiazki To było w czasach, gdy nie obowiązywały prawa autorskie, bo ich w ogóle nie było. Dzieło było kompletną własnością zamawiającego od samego początku i domyślnie, a autorstwo było techniką zapamiętywania dobrych mistrzów, aby inni klienci mogli też zamówić u nich dzieło. Twórca był stale głodny i zależał od zamawiającego. Więc nie stawiał wymagań.

Ale to było w czasie, gdy jeszcze nie uważano, że twórca tworzy sobie a muzom, i za to należą mu się fawory, a klient jest jeno profanem, który ewentualnie może spróbować zajrzeć na Olimp płacąc (najlepiej słono) za dzieło. Dobry marketing od Renoira po czasy współczesne działa.

Nikt nie protestował, gdy Beatlesi i ich następcy zaczęli zarabiać kolosalne pieniądze na rozwiniętej technologii produkcji i dystrybucji płyt. Bo klienci cieszyli się, że mają dzieło w przystępnej cenie W ŁATWYM DOSTĘPIE (to był wówczas przełom). Dziś łatwy dostęp do oczywistość, a dzieła dają się łatwo piracić. Skutek tego samego postępu.

wariat,
@wariat@mastodon.social avatar

@mason
> Nie widzę natomiast łatwego rozwiązania dla piractwa

Cóż, ale to nie użytkownicy wymyślili OZZ i opłaty od ewentualnego piractwa. Jeśli system pobiera ode mnie z góry opłatę za to, że być może będę chciał wykonać nielicencjonowaną kopię to autor właściwie nie ma nic do mnie. JA ZAPŁACIŁEM!

I tak, uważam, że jeśli pojawi się opłata w cenie ebooka i czytników powinniśmy zacząć kupione książki trzymać wspólnie w chmurze. :>

@deshipu @flamenco108 @ksiazki

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki "Pomnik stoi" - I tu też się zgadzam w całej rozciągłości.

Dlatego podoba mi się zalinkowana wcześniej idea honorware, czyli płacenia z dołu, zgodnie ze współczynnikiem zachwytu - daje to szansę twórcom, których dzieł (na razie) nikt nie zamawia. Jak sobie wyrobią renomę, mogą robić crowdfunding a konto dzieła, które jeszcze nie powstało.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Czyli uważasz, że powinny być skarbonki przy pomnikach, muralach, może nawet co bardziej ambitnych grafitti? W sumie to jest do zrobienia, w dzisiejszych czasach wystarczył by kod QR do wskanowania. A jak to zadziała, to czemu ograniczać się do dzieł? Można tagi NFC do płacenia przyczepić do wszystkiego co wymagało inwestycji, żeby ludzie mogli honorowo pospłacać. Idziesz sobie miastem, i tylko ci telefon pika od mikrotranzakcji. Honorowo.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki A gdzie ja to powiedziałem?? O_o Ale jeżeli sobie twórca życzy, to niech sobie skarbonkę postawi, dlaczego nie? Skoro to jest honorware, to może do skarbonki coś wpadnie, a może za to zabrudzenie ściany, które twórca uważał za dzieło sztuki, skarbonkę ktoś mu potłucze... ;-)

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki To mi trochę przypomina pomysły w światku open source, żeby korporacje, które zrobiły miliony na otwartym oprogramowaniu płaciły jakoś autorom, którzy je utrzymują.

Tylko niestety, jak zazwyczaj, okazuje się, że zorganizowana dobroczynność to jest bardzo dobry biznes, ale nie dla tych, którzy są rzekomo beneficjentami datków.

A korporacje są zadowolone, bo mogą mówić programistom co mają robić bez konieczności ich zatrudniania.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki prawda, jakie to się zrobiło skomplikowane, od kiedy korporacje wymyśliły, że oprogramowanie to dzieło, a nie po prostu praca, jak kopanie rowów? ;-)

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki W polskim prawie autorskim to sąd decyduje czy dana rzecz jest dziełem czy nie, nie korporacje i może się w każdej chwili okazać, że te interpretacje się różnią. To po pierwsze.

A po drugie, jak pokazują przykłady z rowem i pomnikiem, bycie dziełem absolutnie nic tutaj nie zmienia. Pomnik jest dziełem, a jednak nikt się nie domaga opłat za jego podziwianie.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki a w wypadku oprogramowania korpo rezerwuje sobie prawo własności do niego udzielając tylko licencji użytkownikowi, oczywiście limitowanej czasowo i na polach eksploatacji... Tak jakby nie spiż pomnika, tylko sam kunszt jego formy stanowiły dzieło.
Polskie prawo autorskie nie jest pono takie złe (wierzę Vagli, nie jestem prawnikiem).
A czy soft jest dziełem w świetle polskiego prawa - ciekawe, czy kiedyś zostało to uregulowane, czy też po prostu utrwaliło się siłą EULA Microsoftu.

Ale w wypadku książek akurat to nie stanowi wątpliwości.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Tylko dyskusja jest nie o tym, co stanowi prawo (i oczekiwania społeczne), a o tym, jak by można je zmienić.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Zaczęło się od: "@rdarmila: Co jakiś czas ktoś wyjeżdża, że przecież piracąc pomaga autorom, bo zwiększa ich popularność. Tyle, że zapomina zapytać autorów, co o tym myślą."

@nathell zaproponował honorware.

Ty wprowadziłeś aspekt pracy, który ja zrozumiałem jako "wysiłek", a nie kwestie stosunku pracy.

Właściwie tylko @nathell cokolwiek zaproponował.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Fakt bycia dziełem takiego pomnika nadal ma tu wpływ na różne formy jego użytkowania. Patrzeć możesz sobie za darmo, nawet robić zdjęcia czy malować obrazy z pomnikiem w tle. Ale zacznij sprzedawać tanie plastikowe pamiątki w kształcie tego pomnika, a natychmiast przybiegną właściciele praw autorskich z wyciągniętą ręką po swój udział.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki a jak znajdziesz się np. w mongolskiej świątyni buddyjskiej, to próba fotografowania wnętrza spowoduje, że pojawi się dwóch sękatych mnichów, którzy zażądają "zuundola"1) za każde zdjęcie ;-)

  1. 100USD
deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Bo takie mają prawo i/lub oczekiwania społeczne.

Swoją drogą, tu widać ciekawy wzór: najpierw straszyli prokuratorem i robili naloty policji na akademiki, potem wymyślali DRM i zabezpieczenia, a na sam koniec jak już nic innego nie działa, to się odwołują do "honoru". Wydaje mi się, że już niedługo zostało.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki tych nalotów nie było chyba aż tak dużo... Pomnę dyskusje z tamtych czasów, że Microsoftu bardziej opłaca się fakt, że go masowo piracą, niż ściganie tych piratów.

Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, itd.

Dziś mamy na to dowody: ludzie już nie instalują sobie pirackich windowsów na kompach domowych, tylko bez szemrania kupują maszyny z już zainstalowanym systemem.

Niedługo zostało: rozwój techniki mikropłatności i podobnych spowoduje, że ziści się ich marzenie i ludzie będą płacić grosze, ale za każde jednorazowe zastosowanie ich programu. Tylko po zsumowaniu wyjdzie, że te mikropłatności przewyższają koszt jednorazowo opłaconej licencji na lat kilkoro.

Moja córka nie chce się uczyć GIMPa, każe sobie Ipada kupować. No, jeszcze zobaczymy.

deshipu,
@deshipu@fosstodon.org avatar

@flamenco108 @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki Te mikropłatności to tuż za rogiem są już od trzech dekad, jeśli dobrze pamiętam i jak dotychczas jedyne firmy, które na nich zarabiają to te, co te płatności zbierają. Raczej bym nie wstrzymywał oddechu.

A GIMP to niestety nie jest dobry program. Zainstaluj jej MyPainta.

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki A już najśmieszniej będzie, jak twórca skarbonki będzie umieszczał skarbonkę przy każdej skarbonce, a następnie przy skarbonce skarbonki, skarbonce skarbonki skarbonki... ;-)

warroza,
@warroza@pol.social avatar

@flamenco108

Podoba mi się ta idea, ale nie wiem czy jest w Polsce do zrealizowania na dzisiaj, gdzie nie ma dobrego zwyczaju wspierania i nagradzania dobrowolnego twórców. Nie ma właśnie tego społecznego oczekiwania :/
A wręcz odwrotnie często można spotkać się z postawą roszczeniową.

@deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki

flamenco108,
@flamenco108@101010.pl avatar

@warroza @deshipu @nathell @rdarmila @ithilhin @ksiazki tak, ja mam postawę roszczeniową w polu filmów: coraz częściej uważam, że twórcy winni mi płacić za ich oglądanie.

seachdamh,
@seachdamh@101010.pl avatar

@rdarmila to jest zwyczajnie syndrom tłumaczenia się złodzieja ew. pozostałość mentalności pokolenia stadionu tysiąclecia (i innych tego typu giełd, gdzie kupowało się kasety z muzyką, filmem i oczywiście zdobywało gry) @ithilhin @ksiazki

Bopson,
@Bopson@pol.social avatar

@rdarmila @ithilhin @ksiazki to jest jakaś masakra która mocno zniechęca mnie do ebooków właśnie. Warto wybierając wydawnictwo upewnić się że dbają o monitorowanie internetu pod tym kątem. Selfpulishing jest z góry przegrany.

brie,

@rdarmila @ithilhin „Dwaj najwięksi dystrybutorzy w Polsce: Empik i Chomik”

mr_glitch,
@mr_glitch@101010.pl avatar

@brie Wniosek jest prosty, kuriozalny, aczkolwiek genialny w swym szaleństwie, czyli skopiowanie modelu biznesowego Chomika. Wydawnictwo pozwala na wymianę plików między użytkownikami poprzez sprzedaż "transferu". Upload byłby w zasadzie fikcją, bo w rzeczywistości plik zostałby przypisywany do konta w bazie danych. Pobieranie plików możliwe tylko posiadaczom konta. Ogólnie niby użytkownicy tworzyliby sobie własne biblioteki, ale wszystko finalnie znajdowałoby się na serwerach wydawnictwa. Do tego jakieś "ebook passy" i inne tego typu rozwiązania.

@rdarmila @ithilhin @ksiazki

  • All
  • Subscribed
  • Moderated
  • Favorites
  • random
  • uselessserver093
  • Food
  • aaaaaaacccccccce
  • [email protected]
  • test
  • CafeMeta
  • testmag
  • MUD
  • RhythmGameZone
  • RSS
  • dabs
  • Socialism
  • KbinCafe
  • TheResearchGuardian
  • oklahoma
  • feritale
  • SuperSentai
  • KamenRider
  • All magazines